1. Legia szczęśliwie zremisowała z Koroną Kielce i utrzymała się na drugim miejscu w tabeli. Rozleniwionym świąteczną atmosferą, zdenerwowanym utyskiwaniem żon i dziewczyn na kretyński termin meczu, zmęczonym gonitwą za zakupami piłkarzom Legii starczyło chęci do sensownego biegania na dwadzieścia minut. Tyle trwał ich mecz, bo potem przestali realizować założenia taktyczne, organizacja gry legła w gruzach, a zamiast być drużyną zaczęli konkurs pod tytułem "Jak wsadzić kolegę na konia". Gdyby nie nieudolność piłkarzy gości i
Arkadiusz Malarz w bramce, to Legia by ten mecz przegrała.
2. Oprócz bramkarza jasne punkty w składzie Legii to
Maciej Dąbrowski i
Adam Hlousek, niezłe wejście zaliczył
Dominik Nagy. Tyle. Pozostali byli słabi albo bardzo słabi, a być może najsłabszy ze wszystkich -
Miroslav Radović. "Rado" zapewne dlatego grał do końca, że jest zawodnikiem, który nawet jeśli jest w beznadziejnej formie, to jednym zagraniem może rozstrzygnąć wynik. Z drugiej strony pogłoski o silnej kadrze Legii muszą być przesadzone, skoro nie ma zmiennika dla faceta, który niemal wszystkie kontakty z piłką ma nieudane.
3. Przy całej słabości mojego ulubionego piłkarza grzechem ciężkim byłoby kreować go na głównego winowajcę kompromitacji. W tym meczu żaden zawodnik ofensywny nie stanął na wysokości zadania. Weźmy na przykład drugiego lidera, od którego w każdym meczu zależy najwięcej. To przykre, że po dobrym początku zawodów
Vadis Odjidja-Ofoe zamiast skoncentrować się na graniu wdał się w prywatną wojnę z Rymaniakiem. Rymaniakiem! Zrozumiałbym, gdyby starł się z Kiełbem albo chociaż Możdżeniem, ale Rymaniakiem, którego nazwisko jest w Polsce synomimem atrapy zawodowego piłkarza? Ogarnij się Vadis, bo oprócz słabej gry popełniłeś dzisiaj mezalians!
4. Mecz z Koroną był w moim odbiorze pierwszym, w którym
Jacek Magiera nie miał wpływu na zawodników. Każdy z nich grał swój własny mecz, mnożyły się wzajemne pretensje, nie było współpracy między formacjami, między obrońcami i atakującymi ziała wielka dziura. To był powrót do późnego
Henninga Berga, kiedy zespół miał problem ze stwarzaniem sytuacji, nie podejmował pojedynków jeden na jeden, grał wszerz zamiast do przodu. Byłem pewny, że w przerwie sztab "wstrząśnie" legionistami, ale tak się nie stało. Trener mówi, że nie krzyczał w szatni, a szkoda, bo jeśli ta drużyna myśli o obronie tytułu, to nie może mówić, ża "takie mecze się zdarzają". Nie w tym momencie sezonu! "To był najsłabszy mecz za mojej kdancji. Niektórzy niech się zastanowią nad swoim postępowaniem na boisku, bo to jest Ekstraklasa, a nie czwarta liga" – powiedział...
Dariusz Wdowczyk po rozgrywanym w tym samym czasie meczu Piasta w Niecieczy. Każdy trener ma swoje metody, ale moim zdaniem coś w tym stylu powinni usłyszeć piłkarze Legii po meczu z Koroną.
5. Kibice na trybunach już w przerwie oczekiwali zmian. Te nastąpiły w trakcie drugiej połowy, ale nie zmieniły obrazu meczu. Nagy się wyróżniał, bo przynajmniej biegał i walczył, natomiast
Daniel Chima Chukwu był zagubiony jak wtedy, kiedy trafił na Stadion Narodowy zamiast na Legię. Trzeciej zmiany nie było, aczkolwiek może warto było dać szansę
Tomasowi Necidowi, bo Legii od początku brakowało w polu karnym człowieka, do którego można byłoby kierować górne piłki. Z drugiej strony słaba postawa
Kaspra Hamalainena i
Tomasza Jodłowca potwierdza, że Magiera to sprawiedliwy trener, który dobrze wie, który piłkarz zasługuje na jedenastkę, a który na ławkę. Na tej zasadzie w meczu z Cracovią do składu powrócą Kopczyński z Guilherme.
6. Legioniści skomplikowali sobie sytuację w tabeli. Gdyby wygrali, to po rundzie zasadniczej mieliby co najmniej drugie miejsce, a na Cracovii musieliby zagrać o zwycięstwo, bo remis nie dałby im ani jednego punktu po podziale. Teraz w ostatniej kolejce będą walczyć nie tylko o pierwsze miejsce, ale też o to, żeby nie spaść na trzecie. Oni jadą do Cracovii, Jagiellonia do Piasta, a Lechia do Pogoni. Mogą być pierwsi, drudzy lub trzeci.
7. Bardzo śmieszył mnie przedmeczowy hurraoptymizm kibiców: 3:0, 4:0, 5:1... Zapowiadano lany poniedziałek, a tymczasem legioniści zamiast piłkarzom Korony zimny prysznic sprawili własnym kibicom. Dla mnie to żadna niespodzianka, bo od zawsze bardziej boję się takich właśnie bezpłciowych domowych spotkań od wyjazdów do Lecha czy Wisły, a już panicznie boję się spotkań wielkanocnych. Po meczu też mnie twitter rozśmieszył podejrzewając, że legioniści specjalnie odpuścili mecz, żeby zająć drugie miejsce i mieć lepszy terminarz. Doprawdy? Patrz punkt szósty.
8. Jak już się śmiejemy, to warto wspomnieć o wynikach tradycyjnej ankiety nc+ na zakończenie rundy zasadniczej. Otóż polscy ligowcy za najbardziej przereklamowanego bramkarza uznali Arkadiusza Malarza, a w pierwszej trójce najbardziej niedocenianych umieścili…
Mariusza Pawełka. Rodzi to podejrzenie, że ankieterzy zamiast w klubach zostawili kwestionariusze w szpitalach dla psychicznie chorych. Innego wytłumaczenia nie mam biorąc pod uwagę fakt, że Malarz tydzień w tydzień gra niemal bezbłędnie i bez niego nie byłoby Legii ani w Lidze Mistrzów ani na tak wysokiej pozycji w tabeli. Antylegijny kompleks nie robi na mnie wrażenia. To normalne zjawisko. Wiadomo, że najbardziej przereklamowany zawsze jest legionista, największy "nurek" to Radović, a sędziowie przy Ł3 sędziują po gospodarsku. Taka jest cena bycia ponad tą ligą. Ale żeby Pawełek był niedoceniany? Cóż, piłkarze w swojej masie to debile. Taką kontrowersyjną tezą się w tym miejscu pożegnam.